Oto wybrane fotografie na których możecie obejrzeć naszą ekipę podczas ekspedycji. Zdjęcia wybrałem tak, aby zilustrować dziennik wyprawy i nasze przygody. Proponuję oglądać zdjęcia po lekturze dziennika wyprawy. Życzę miłych wrażeń! Rafał Król
Rzeki do pokonania.
Ponad 500 m przewyższenia. W tle kolejni podchodzący.
Obejście jeziora.
Przeszliśmy! Buziak z radości.
Warto było przeprawiać się przez deltę, żeby ominąć takie kaniony.
Biwak ponad jeziorem.
Ostrożne rozstawianie namiotów na wietrze.
Tutaj morze wyrzuca przedziwne ogranzimy na brzeg.
Jokullbunga to najwyższy punkt na całym Hornstrandirze. Na szczycie jesteśmy już podczas załamania pogody.
Rzadkość – ruiny osady.
Jedna z wielu przepraw przez rzekę.
Kolejne rumowsko do pokonania.
Widok w dół. Ponad 400 m!
Przeprawa przez deltę. Idzie przypływ.
Zachód słońca przy Hornbjargu.
Robi się bardzo zimno. To od lodowca, którego jeszcze nie widać.
Wieczorne fotografowanie.
Nadbrzeżne skały.
Na lodowcu siedem osó musi iść w jednym tempie.
Wędrówka przez strefę zalewaną podczsa przypływów.
But pęknięty na podeszwie wzdłóż stopy.
Cała ekipa z bagażami w pontonie. Ciasno.
Wieczorne dmuchanie materca.
Pomost w zatoce Latral.
Kąpiel po tylu dniach wzmacnia nasze morale.
Odpoczynek na lodowcu.
Zejście do drogi krajowej. Do Isafjordur jest prawie tak daleko do Reykjaviku. Droga wzdłuż fjordów jest wiele razy dłuższa niż w linii prostej.
Kolejna malownicza przełęcz.
Próa budowania okularó na lodowiec dla zapominalskiego.
Witaminy! Po tylu dniach! Jak tu się powstrzymać?
Amerykańska baza radarowa – budynek z betonowych prefabrykatów.
Nasze obozowisko widzane z moreny.
W końcu, po dwóch dniach widać fjord i zejście.
Na Hornbjargu.
Podejście na lodowcu Drangajokull.
Po ustąpieniu wody otwiera się przed nami tunel między skałami.
Dokładnie tą ścianę musimy pokonać.
Pakowanie nadbagażu na lotnisku w Warszawie.
Wśród traw podgląa nas sporo polarnych lisków.
Odciągamy namioty i zabezpieczamy obóz przed wiatrem czym się da.
Po dobie podróży i braku snu z radością znajdujemy miejsce na biwak.
Czekamy na busa. Przerwa na suszenie namiotów i posiłek.
Sprzęt do asekuracji oraz raki są absolutnie niezbędne.
W końcu z drugiej strony bariery skalnej.
Po wulkanicznym piachu moża wędrować bez sandałów.
W ścianie.
Skalny płaskowyż wita nas wzbierajacymi jeziorami i rzekami.
Rozlewisko do pokonania.
Buty pękają od ostrych skał.
Wnętrze baraku – reliktu Zimnej Wojny.
Przełeęcz to zawsze dobre miejsce na biwak.
Hornbjarg od strony doliny.
Kolejna zatoka.
Ponton rozwozi ludzi i ładunki do zatok.
W dolinach często czeka nas przeprawa przez bagno.
Wieje i pada. Łatwo o odmrożenia.
Lotnisko w Isafjordur. Tutaj następuje finalne pakowanie na wyprawę.
W końcu zatoka z basenami geotermalnymi.
Woda w du zym basenie ma przez cały rok 38C.
Najlepszym miejscem na nocleg jest połać śniegu.
Fantastyczny, surrealistyczny wodospad spadający wprost na plażę.
Dotarliśmy do lodowca. Trzeba się przebrać.
Wszystko mokre od opadu marznacego deszczu. Zostawiamy mokre rzeczy w przedsionku.
Spoglądanie w przepaść.
Ścieżka wśró bażyn.
Okazały murowany dom latarnika to jedyna murowana budowla.
Po cały dniu wędróki nie widać żadnego końca.
Staramy sięzabezpieczyć bagaże przed marznącym deszczem.
Przeprawa przez most z bali dryftowych.
Połać śniegu pod barierą skalną.
Po tej pochylni latarnik wciąga zapasy które przypływają łodzią.
Obniżenie terenu i zlewisko wielu strumieni.
Dom latarnika od strony lądu to osłonięte miejsce dobre na posiłek.
But po prowizorycznej naprawie.
Sprawna akcja zjazdowa.
Domek ratunkowy z panelem słonecznym.
Nasze cieżkie plecaki i trasa zostawiają ślady na plecach.
Pierwsze kilometry pokazują nam że tutaj szlaku nie będzie.
Tędy da sięprzejść tylko podczas odpływu.
Wchodzimy na statek.
Białe niczym kości wielorybów belki drewna dryftowego.
Przeprawa przez deltę.
Na Hornstrandirze nie ma problemów z wodą.
Podejście na garb. Hornbjarg.
Cała ekipa na tle fjordu w Isafjordur.
Wiatr miota nami na skalnym pustkowiu.
Po kilkunastu godzinach wędrówki przez lodowiec rozbijamy się przy pierwszych skałach.
Trzeba się spieszyć nawet w trudnym terenie. Odpływ trwa tylko kilka godzin.
Taki żarcik. To nie plaża z deską surfingową ale materac do spania. Jest aż 4C.