Impresje południe
Shanghai – Siła
W Shanghaiu ląduje się na supernowoczesnym, wielkim lotnisku Białej Chmury (Baiyun). Z lotniska część drogi do miasta można przejechać Maglevem, superszybkim pociągiem na poduszce magnetycznej. 30 km pokonuje się – bagatelka! – w siedem minut. Ten pokazowy pociąg to dar od Niemców, ale plany 1200-kilometrowego połączenia Shanghaiu z Pekinem podobną linią są już w stu procentach chińskie.
Centrum nad rzeką to historyczny Bund, ale od niedawna także na przeciwległym brzegu strzelający pod niebo Pudong. Jeszcze dziesięć lat temu (1996) stała tam praktycznie wyłącznie wieża telewizyjna – dzisiaj wyrósł drugi Manhattan. Szczególnie efektownie wygląda to nocą, kiedy to ogromne budynki służą jako wielkie reklamowe billboardy. Wieżowiec na Pudongu, który został zdetronizowany z pozycji najwyższego na świecie będzie miał godnego następcę. Tuż obok stawiany jest kolejny drapacz chmur o wysokości 500 metrów! Pudong jest fizycznym dowodem na to, że symbolami Shanghaiu są giełda, przemysł, finanse i wielkie pieniądze.
Wypełniona morzem czarnowłosych głów Nanjing Road to kolejny znak szczególny Shanghaiu. Tam właśnie, na ulubionym deptaku, wyrastają co lepsze sklepy i odpowiedniki naszych galerii. Tam zobaczysz reklamy tych samych produktów co na Champs Élysées. Tam znajdują się butiki gdzie zakupić można wszystkie towary dla klasy średniej. Tam zobaczyć możesz tę nową chińską klasę średnią – młodą, dobrze ubraną, nieźle wykształconą, ambitną i zdecydowanie już zaprzyjaźnioną z konsumpcyjnym trybem życia. Shanghai to Mekka wszystkich, którzy chcą się dorobić i miejsce pielgrzymek wszystkich, którzy zamierzają rozpocząć wielkie interesy lub zacząć ekspansję poza Chiny. Jest miastem, gdzie można znaleźć dobrą pracę, gdzie można rozpocząć karierę i prowadzić dostatnie życie. Shanghai nie ma tylu Mercedesów co Hongkong, ale już kupił bardzo wiele samochodów i ma szerokie plany na kolejne zakupy.
Shanghai to około 18 milionów mieszkańców. W Shanghaiu burzy się stare dzielnice, bo trzeba mieć miejsce dla nowych biurowców, nowych hoteli i nowych domów mieszkalnych. W Shanghaiu pracują nie tylko jego mieszkańcy, ale także sporo przyjezdnych, którzy codziennie pokonują nawet ponad sto kilometrów z Suzhou czy Hangzhou. Shanghai jest ich szansą i wielkim losem na loterii.
We wszystkich chińskich miastach czuje się pulsującą energię mieszkańców, ale chyba nigdzie nie czuje się jej bardziej niż w Shanghaiu. Shanghai jest jak Łódź z reymontowskiej „Ziemi obiecanej” – tu buduje się nowe Chiny. Bez oglądania się wstecz. Shanghai jest pokazem siły i potęgi współczesnych Chin.
Do tego miasta trzeba koniecznie pojechać, choć nie ma on zabytków – jedyne co miasto może zaoferować turystom to Świątynia Nefrytowego Buddy. Świątynia ma trochę ponad 100 lat. A posąg Buddy w tej świątyni został przywieziony z Birmy. W USA to może byłby zabytek, ale na chińskie warunki to żart.
W ogromnym i nieustannie biegnącym Shanghaiu nabierasz dystansu do wszystkiego co się dzieje w Polsce. Z perspektywy chińskiej, z perspektywy światowych przemian i globalnej polityki to co dzieje się w jakimś europejskim kraju średniej wielkości jest po prostu nieistotne. I przez chwilę dobrze czujesz się tak stojąc na uboczu, ale potem przychodzi myśl druga. Szybko dociera do ciebie, że przyszłość (twoja przyszłość, tu w naszej Polsce!) zależy nie aż tak bardzo od tego czy przy władzy mamy ludzi naprawdę rozumnych czy może tylko ambitnych oraz czy podatki będą liniowe, spiralne czy graniaste. Twoją przyszłość w stopniu dużo większym niż się tego spodziewasz kształtuje to jak będą się rozwijać Chiny, co zostanie zdecydowane w Pekinie i jaka pogoda dla biznesu będzie panować w Shanghaiu. Choćbyś nie chciał przyjąć tego do wiadomości to z ludźmi na Nanjing Road już dzisiaj konkurujesz o miejsca pracy, o kredyty, o ropę naftową i o rynki zbytu. Przepychając się w ich tłumie zapytujesz sam siebie czy my w Europie będziemy mieli za dwadzieścia lat ofertę, która będzie atrakcyjna na Pudongu. Czy doszliśmy już do miejsca, kiedy oni chcą dla nas wszystko wyprodukować i wszystko nam sprzedać, ale niczego od nas nie chcą kupić. Co zaoferujemy im jutro? Żałosne próby ochrony naszych rynków przed azjatycką ekspansją odkładają na pewien czas rozwiązanie problemu. Politycznie to zagadnienie szalenie niewygodne dla naszych eurocentrycznych mężów stanu. Dokładnie tak samo jak niewygodne było dla cesarskich mandarynów zrozumienie potęgi europejskiego kapitalizmu dwieście lat temu. Pamiętasz jak to się skończyło? Wiek XXI staje się wiekiem Azji – to już nie jest slogan.
(Chciałem tu jednak z całą stanowczością zaznaczyć, że opisany powyżej determinizm globalnej skali nie zwalnia nas jednak od próby lokalnego wybierania do władzy ludzi naprawdę rozumnych i uczciwych… Nie za każdym razem to się udaje, ale próbować trzeba.) Shanghai to energia, to ludzie, to morze ludzi. Shanghai jest fascynujący. Shanghai jest miejscem, gdzie najlepiej widać siłę Chin. Jest ich napiętym muskułem.
Hongkong i Macao – Dama i dziwka
Hongkong to wielka dama. Ma wspaniałą przeszłość, choć nie jeden raz była bohaterką skandali. Ma ogromne bogactwo dzięki czemu do dzisiaj może znakomicie wyglądać. Ma styl. Ma klasę. Ma eleganckie domy i ogromną liczbę Rolls-Royce’ów. Ma banki, port i wielu cudzoziemców, którzy dobrze się tutaj czują. Ma przemysł filmowy i Jackie Chana. Mówi się tutaj po angielsku z brytyjskim akcentem. Jeździ się po lewej stronie, a przy tym ostrożnie i bez przepychania. Jak w Europie, a nie jak w Chinach.
Dumna przeszłość Hongkongu też nie jest zbyt długa. Przez lata to była tylko faktoria i angielski wojenny port u wybrzeża Chin. Po zwycięstwie Mao znaczenie Hongkongu zmalało jeszcze bardziej (prócz znaczenia militarnego, oczywiście). Gdzież mu wówczas było do dzisiejszego splendoru. Dopiero koniec lat siedemdziesiątych i następne dziesięciolecia – kiedy to miasto spełniało dla Chin rolę komercyjnego okna na świat – te lata przyniosły pieniądze i możliwości rozwoju. Bogactwo nie ma tu patyny długiej historii. Wielka dama jeszcze nie tak dawno nie była taka wielka. I po prawdzie to wcale nie była damą.
To czego nie ma Hongkong to dobrze określona przyszłość. W dzisiejszych Chinach traci swą wyjątkowość jako miejsce kontaktu z resztą świata. Jeszcze przez czas jakiś tutaj będzie można znaleźć najlepszą kadrę. Cudzoziemscy specjaliści będą chętnie tutaj przyjeżdżać i pracować. Przez kolejne kilkanaście lat tu właśnie będą otwierały swoje biura kolejne zagraniczne firmy. Będzie można tu robić interesy, które mogą być nie do zrobienia za pobliską granicą. Da się korzystać z nieco innego prawa, nieco odmiennych przepisów finansowych, z przewidywalności otoczenia biznesowego. Ale przyszłość leży w nieodległym Kantonie czy też w innych miastach południowych Chin – niebawem okaże się, że Hongkong jest za drogi. O wiele za drogi. I nie oferuje w zamian za tę cenę nic nadzwyczajnego.
Ale na razie można się jeszcze epatować cenami nieruchomości (w najwyższej części Victoria Hill od 25 tysięcy amerykańskich dolarów za metr, bez górnego limitu). Można przyglądać się Mercedesom, Jaguarom i Rollsom jeżdżącym po ulicach. Można zobaczyć najbardziej eleganckie sklepy oferujące najbardziej wyszukane luksusowe przedmioty. Tym razem luksus nie dla middle-class, ale dla prawdziwej elity finansowej. Można zobaczyć wieżowce korporacji o światowym zasięgu, które wyrosły właśnie tu, w Hongkongu. Wielka dama ciągle jest wielka.
Wielomilionowy Hongkong ma charakter mieszany, chiński ale i anglosaski. W czasach gdy jedyną dominującą cywilizacją na świecie była ta z korzeniami w Europie mieszanka działała na korzyść miasta. Wszyscy czuli się tutaj komfortowo. Czy tak będzie w przyszłości?
Macao liczy tylko kilkaset tysięcy mieszkańców i jest trzecim miastem w trójkącie Kanton – Hongkong – Macao. Jako była portugalska kolonia do dziś zachowała swoją walutę, napisy po portugalsku i starówkę, gdzie widać kolonialny styl dawnej metropolii. O ile jednak wpływy Wielkiej Brytanii w Hongkongu są ciągle wyraźnie widoczne, to w Macao wszystko co wiąże się z Portugalią zmieniło się na turystyczną atrakcję. Bo nie ma żadnej innej przyczyny, prócz przyciągnięcia turystów z Chin i całego świata, by konserwować resztkę kolonialnej przeszłości.
Do Macao ludzie przyjeżdżają się zabawić. Jedyne w co się tu inwestuje to kasyna. Jeśli chcesz zagrać, napić się, zapomnieć się na chwilę czy poszukać szczęścia w ramionach pięknych pań – witaj w Macao! Chcesz poczuć dreszczyk emocji grając na wysokie stawki? Zaproś swojego partnera biznesowego i wpadnijcie razem do kasyna. Czekamy na was! Właśnie po to zachowujemy odmienność i odrębność Macao. Macao jest jak Las Vegas, ale jak Las Vegas sprzed wielu laty. Rozrywka tu jest prosta i niewyszukana. Pełno tu atrakcji, których możesz nie znaleźć w bardziej purytańskich Chinach czy w Hongkongu. Właśnie otworzyliśmy nowe kasyno! Wpadniesz?
Guilin – Pocztówka
Zacznij od banknotu 20-yuanowego. Na jego odwrocie znajduje się obraz z przełomów rzeki Li wśród wapiennych gór w kształcie ogromnych zębów. Aby to zobaczyć na własne oczy jedziesz do Guilin.
To czym przyciąga okolica Guilin to przyroda. Możliwości jest tak wiele, że można przyjechać tu na dłużej, a i tak zawsze jeszcze coś zostanie na następny raz. Pozostańmy przy liście największych przebojów. Na niej numerem jeden jest rejs statkiem po rzece Li. Rusza tych statków codziennie cała flotylla pokonując trasę do Yangshuo, a na każdym z nich bez ustanku pstryka kilkadziesiąt aparatów. Można się oburzać, że to komercja w najgorszym stylu, ale natura broni się swoim pięknem. Góry prezentują swoje niespotykane kształty, a rzeka dość leniwie wije się pomiędzy kolejnymi zboczami. Na pokładach trwają dyskusje czy rzeczywiście skalny ostaniec ma kształt kobiety z dzieckiem wypatrującej męża i ile rzeczywiście widać kształtów koni na Skale Dziewięciu Koni (trzy widać od razu, reszty trzeba się domyśleć…). Aparaty fotograficzne nie mają chwili odpoczynku.
Witamy przebój numer dwa! Przedstawiamy państwu Jaskinię Trzcinowego Fletu! Prosimy o zaopatrzenie się w taki flet u jednego ze sprzedawców czyhających przed wejściem (1 yuan, czyli grosze, ale można się targować), a potem zapraszamy do środka. Guilin i okolica to miejsce, gdzie powinno się przyjeżdżać by poznać czym są zjawiska krasowe. A przygotowana dla turystów i podświetlana różnymi kolorami Jaskinia Trzcinowego Fletu nadaje się do tego znakomicie. Może nie jest największa, może nie jest najgłębsza, ale to obowiązkowy punkt zwiedzania. Woda i wapień utworzyły tu formacje o kształtach ryby, sowy, brokułu czy też dzielnicy drapaczy chmur – wszystko to jest wspaniale wyeksponowane.
Uprzedzamy, że mogą być problemy z przebojem numer trzy. Przy złej pogodzie wyprawa do siedzib mniejszości narodowych, które uprawiają ryż na górskich tarasach może skończyć się niepowodzeniem. Łatwo bowiem wszystko zasnuwa się mgłą i niknie w chmurach, a wtedy praktycznie nic nie zobaczymy. Gdyby tak się stało to zawsze możemy odbić sobie to niepowodzenie idąc na nocne połowy ryb z kormoranami – to co kiedyś było życiową koniecznością rybaków, dzisiaj zostało sprowadzone do turystycznej atrakcji.
Na koniec zatem spróbujmy polecić superprzebój, przedstawienie światło i dźwięk, które koniecznie trzeba zobaczyć podczas pobytu w Yangshuo. Sceną jest długi na dwa kilometry i szeroki na 500 metrów fragment rzeki Li, zaś tłem dwanaście podświetlanych szczytów górskich. Spektakl przygotowywano przez ponad 5 lat, a 67 twórców zmieniało i poprawiało jego formę ponad 100 razy nim uzyskano finalny efekt. W przedstawieniu bierze udział ponad 600 aktorów, przy czym jednocześnie potrafi się pojawić ich kilkuset. Tematem jest – co odnotowujemy dla kronikarskiego porządku – popularna w prowincji Guanxi legenda o trzech siostrach. Treść bowiem nie ma znaczenia wobec formy. Operowanie dźwiękiem, dziesiątkami pływających tratw i łodzi oraz setkami ludzi jest doprowadzone do perfekcji, a wszystko w świetle różnobarwnych reflektorów. Górskie szczyty malowane światłem tworzą tło dla poruszających się po rzece łodzi. Na pomoście z tratw, które pojawiły się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd kroczy kilkusetosobowy rząd dziewcząt w świecących strojach. Przed widownią pojawia się chór przebrany w ludowe stroje. Na środku rzeki wyrasta świątynia. Pytania o granice wyobraźni artystycznej są jak najbardziej na miejscu! Prawdziwa uczta! Wystarczy tylko dodać, że ci sami ludzie przygotowują uroczystość otwarcia i zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Cóż to będzie za show!
Przyjedź zatem do Guilin, zobacz bawoły wodne i ryżowe pola, zachwyć się górami i jaskiniami. Poznaj obyczaje górskich plemion i przepłyń rzeką Li najpiękniejsze przełomy. Nie zapomnij o „Trzech Siostrach”. Nie pożałujesz!