Nauka chińskiego
Tak, zanim pojechałem do Chin postanowiłem się nauczyć chińskiego. Choć trochę, choć tyle by móc zamienić dwa słowa na ulicy, choć odrobinę, by lepiej zrozumieć kraj i ludzi. Tak, porwałem się z motyką na słońce. I polecam to doświadczenie każdemu.
Chiński przy pierwszym kontakcie wydaje się być cudownym językiem. Po wieloletnich zmaganiach z polską gramatyką i ortografią, z tymi wszystkimi przypadkami i osobami dowiadujesz się, że może funkcjonować mowa gdzie nie odmienia się ani rzeczowników, ani czasowników, a układ zdania jest precyzyjnie określony. Wszystko jest czyste, logiczne i klarowne (to jest oczywiście tylko pierwsze wrażenie, ale uczucie zadziwienia jest niezwykle silne). Język zaczyna się podobać jeszcze bardziej kiedy dowiadujesz się w jaki sposób powstają bardziej złożone pojęcia przez połączenie kilku pojęć prostych. Wadą twojego nowego hobby jest niestety to, że trudno znaleźć jakiekolwiek słowo znajome z innego języka. Nawet tak międzynarodowe pojęcia jak „hotel” czy „policja” brzmią tutaj zupełnie inaczej.
A prawdziwe schody zaczynają się kiedy trzeba coś powiedzieć… Chiński jest językiem gdzie intonacja okazuje się mieć krytyczne znaczenie. A tych tonów jest od czterech w dialekcie mandaryńskim (oficjalnym i powszechnie nauczanym języku) do dziewięciu w dialekcie kantońskim. Zanim człowiek nauczy się prawidłowo „zaśpiewać” wszystkie słowa może dojść do wielu zabawnych – a czasem mniej zabawnych – pomyłek. Różnica pomiędzy matką a koniem, czy też krokodylem a językiem rosyjskim jest w pierwszym momencie prawie nie do wychwycenia dla europejskiego ucha. Stąd zanim coś zaczniesz mówić – dobrze się zastanów…
Zupełnie inaczej natomiast było z chińskimi znakami. Spodziewasz się czegoś potwornie trudnego. Pamiętasz opowieści, że trzeba opanować około dwóch tysięcy znaków by móc coś przeczytać. Ale bardzo szybko rozpoczynając naukę znaków odkrywasz, że jest w nich kulturalne dziedzictwo, że jest logika powstawania tych znaków, że opowiadają one pewną historię. „Dobry” okazuje się być obrazem kobiety z dzieckiem na ramieniu. Sąsiadujące ze sobą znaki „ziemi” i „chmury” składają się na znak „ołtarza” – czyż można ładniej pokazać to, że chodzi o miejsce, gdzie człowiek próbuje połączyć swe ziemskie losy z niebiosami? Słońce, księżyc i dzień – to naturalnie musi oznaczać „jutro” – bo za jedno słońce i za jeden księżyc to przecież „jutro”! Tak się dzieje z kolejnymi znakami, z kolejnymi poznawanymi pojęciami. To naprawdę może się podobać, a mojej warszawskiej nauczycielce przyjdzie mi jeszcze raz podziękować za cierpliwość przy tłumaczeniu mi wszystkich obrazkowych historii, które opowiada chińskie pismo!
Jaką zatem korzyść uzyskałem z tych kilkunastu lekcji? Po pierwsze, od czasu do czasu mogłem użyć jakiegoś słowa, jakiegoś zdania i napotkani Chińczycy byli w stanie mnie zrozumieć. Niestety czasami wydawało im się, że znam ich język nieco lepiej i zaczynali mówić do mnie pełnymi, długimi zdaniami… A oczy moje robiły się coraz większe i większe… Niemniej jednak zawsze ten pierwszy kontakt bywał cieplejszy. Po drugie, podczas podróży przez Chiny miałem jedno z najdziwniejszych uczuć – umiałem już sporo przeczytać nie umiejąc prawie nic napisać. Bo jak wszędzie pewne słowa są często używane i zaczynasz je zauważać. A że w Chinach słowami są pojedyncze znaki to – jeśli tylko ich znaczenie nie jest ci obce – możesz zacząć sobie czytać. Lecz gdyby ktoś kazał ci ten sam przeczytany tekst napisać to kłopoty murowane.
Największe zaskoczenie? Nie ma takich słów jak „tak” i „nie”… Bo potwierdza się, bądź zaprzecza czasownikowi, który wystąpił w pytaniu („Jesteś Polakiem? Jestem! Mówisz po chińsku? Nie mówię!”). Ale na szczęście wystarczy także tylko kiwnąć głową…
Czy warto zatem spróbować zmierzyć się z językiem chińskim? Warto! Jeśli wierzysz, że Chiny szybko staną się światowym liderem – to zainwestuj w tę naukę, gdyż może to się okazać drugą najlepszą w życiu decyzją lingwistyczną, zaraz po nauce angielskiego. Zdziwienie budzi tylko fakt, że praktycznie nie ma jeszcze w Polsce podręczników, rozmówek i słowników polsko-chińskich. Naprawdę nikt nie zauważył, że tam na wschodzie jest ten ogromny kraj? A podobno zainteresowanie nauką chińskiego rośnie!
Jeśli natomiast masz ochotę poznać tylko kilka słówek przydatnych w podróży to zachęcam do poszerzenia tego zainteresowania na więcej lekcji – zwłaszcza gdy poznając chiński język i chińskie pismo uda się nieco lepiej zrozumieć kulturę najliczniejszego narodu na ziemi. Dowiadując się m.in., że wizytówki podajemy dwiema rękami, kolor czerwony jest kolorem szczęśliwym, wskazywanie drogi łączy się nie tylko z określeniem kierunku, ale także ze wskazaniem strony świata (czyli: idź na północ w prawo), że zwyczaj popluwania został wytępiony dopiero ostatnio, a ryż na ciepło jest podawany przy każdym posiłku itd. itp. A wtedy taka nauka jest doświadczeniem odmiennym od typowego poznawania kolejnego europejskiego języka.