Vancouver Alternatywny 2006

Impresje alternatywne

Lynn Canyon (zamiast Capilano Bridge)

Vancouver Capilano Bridge jest obowiązkowym miejscem dla turystów wpadających do Vancouver na jeden dzień. A ponieważ jest na tej samej drodze co kolejka linowa na Grouse Mountain, więc łatwo można połączyć wizytę w obu tych miejscach. Capilano to długi wiszący most i tradycyjne traperskie stroje pracowników obsługi. Możliwość zrobienia zdjęcia w miejscu, które jest opisane w każdym przewodniku. A że cena wstępu powoduje chwilowe zatrzymanie oddechu to drobiazg…
 vanc06Zamiast na Capilano Bridge warto wybrać się do jednej z następnych dolin w North Vancouver i pospacerować po Lynn Canyon Park. Wiszący most też tutaj jest – choć oczywiście mniejszy i mniej efektowny niż Capilano – ale ludzi zdecydowanie mniej, atmosfera bardziej kameralna i kilka przepięknych widoków. Zaczynamy wizytę od parkingu przy Ecology Center i już w chwilę później maszerujemy po wiszącym moście. Maszerujemy z szerokim uśmiechem (bo jesteśmy na pewno w oku zaprzyjaźnionej kamery) i z duszą na ramieniu (bo zawieszony na linach mostek dynda 50 metrów na głazami, przez które przewala się kipiel). Wokół nas typowy las dla Kolumbii Brytyjskiej, wielkie jodły i cedry sięgające kilkudziesięciu metrów. Idziemy dalej wzdłuż rzeki i po kilku minutach docieramy do naturalnego basenu wśród skalnych załomów. Woda jest tutaj zielona, a jeśli pogoda sprzyja to w tym właśnie miejscu napotkamy największą ilość wypoczywających. Niektórzy z nich – nie bacząc na temperaturę wody! – mogą nawet zażywać kąpieli. Jeśli masz więcej czasu skieruj swe kroki na drewniane schody opodal, a potem daj się zaprowadzić znakom, aż do Rice Lake (ok. 20 min.). Czeka na Ciebie idylliczny krajobraz jeziora otoczonego zieloną ścianą lasu, a nad nim wysoko wznoszące się góry. Siadasz na ławeczce lub idziesz na małe molo i… i możesz tak siedzieć i siedzieć obserwując ptaki, napawając wzrok zielenią odbijającą się w cichej toni jeziora i chłonąc ciszę całym swoim ciałem.

vanc07Jeśli trafiłeś tu z dziećmi to wracając zajrzyj do Ecology Center – wszystko tam jest przygotowane by dzieciakom pokazać przyrodę Kolumbii Brytyjskiej, a jednocześnie dać okazję do zabawy na różne sposoby. Zamiast tłoczyć się wśród gromady turystów – trafiasz do miejsca, gdzie zastaniesz tylko miejscowych, a jak się poszczęści to nawet tych ostatnich nie będzie zbyt wielu.

vanc08Burnaby Mountain (zamiast Grouse Mountain)
Grouse Mountain to kolejny obowiązkowy punkt na trasie wycieczkowej przez Vancouver. Wysoka góra w North Vancouver, szybka kolejka linowa na szczyt, wielkie schronisko, wyciągi narciarskie i rozbudowująca się baza różnorakich atrakcji. Od monumentalnych socrealistycznych drewnianych rzeźb przedstawiających ludzi pracy, poprzez wybieg dla niedźwiedzi i wilków (ten ostatni w budowie), a skończywszy na arenie, gdzie w weekendy popisują się drwale (The Lumberjack Show)! Grouse Mountain od dziesiątek lat stanowi miejsce narciarskich wypadów mieszkańców Vancouver, a cała reszta budowanej infrastruktury ma na celu podniesienie atrakcyjności w sezonie letnim. Z tarasów schroniska widok na stolicę Kolumbii Brytyjskiej jest znakomity, i chociaż przeważnie nad zatoką kładzie się lekka mgła to jednak zarówno samo centrum, Lions Gate Bridge, jak i dalej położone części miasta leżą przed nami jak na dłoni.

vanc09Zamiast jednak Grouse Mountain można pojechać do Burnaby, w stronę tamtejszego Simon Fraser University i trafić na Burnaby Mountain. Znajdziesz się pośrodku wielkiego, dobrze utrzymanego parku. Kierując wzrok na zachód możesz zobaczyć wszystkie wieżowce centrum Vancouver i ciągnącą się za nimi zatokę. Przyjazd popołudniową porą przy sprzyjającej pogodzie kiedy to zachód słońca rozświetli całą zatokę może być znakomitym pomysłem. Od północy z kolei jak na dłoni leżą wody Indian Arm, głębokiego fiordu wrzynającego się w głąb gór. Obrazu Burnaby Mountain dopełniają wystawione totemy, które na zdjęciach bardzo dobrze komponują się z odległymi krajobrazami. Tutaj też zaczyna się Trans Canada Trail – szlaki o łącznej długości 18 000 km idące wzdłuż całej Kanady. Wystarczy sprawdzić czy masz dobre buty i w drogę! A jeśli szlak się tutaj kończy? Na szczycie czeka na Ciebie Horizon’s Restaurant. I to w zasadzie jedyne miejsce na Burnaby Mountain, gdzie będą od Ciebie oczekiwać zapłaty. Niemałej… ale w knajpach z takim widokiem nigdy nie jest tanio!

vanc10Zamiast przygotowanego w Grouse Mountain „entertainment and amusement park”, gdzie sen z powiek ekonomistów spędzają obliczenia ile dolarów na godzinę wydasz i dlaczego tak mało – możesz wybrać miejsce, gdzie trafisz na studentów przygotowujących się do zajęć, kilka ganiających za patykami psów, matki z dziećmi i śpiewające ptaki.

vanc11Brandywine Trail (zamiast Whistler)
Już za niecałe cztery lata Vancouver będzie gospodarzem zimowych igrzysk olimpijskich. Zawody w narciarstwie alpejskim odbędą się w Whistler, kilkadziesiąt mil na północ od Vancouver. Prace nad poszerzeniem drogi, nad poprawą infrastruktury – idą całą parą! Wzdłuż drogi zaczynają być budowane hotele, motele, osiedla, sklepy i parkingi. Co chwilę widać ogłoszenia o sprzedaży gruntu, apartamentów lub domów. Whistler jest dla Vancouver jak Zakopane dla Krakowa. To tutaj jest całe mnóstwo wyciągów, narciarskich hoteli, atrakcji dla turystów zimowych i dla turystów letnich. Tutaj można pobrać nauki w szkole snowboardu zimą i zakosztować zorganizowanego raftingu latem. Dla chętnych restauracje, bary i nocne życie. Dla podnoszących kondycję możliwość wyżycia się na rowerach, psich zaprzęgach, na szlakach. Pięknie, ale widać już przemysłową organizację, widać jak bardzo jest to nastawione na turystę ze złotą kartą kredytową. Do Whistler warto przyjechać, ale zamiast spędzać tam cały dzień można zatrzymać się nieco wcześniej i zrobić sobie spacer po górach i lesie.

vanc12Kilkanaście kilometrów przed Whistler jest spory parking oznaczony jako Brandywine. Zatrzymaj się tam przynajmniej na parę minut i pomaszeruj zobaczyć wodospad o tym zastanawiającym imieniu. A nazwa wzięła się od zakładu o wysokość wodospadu – jeden z zakładających się stawiał butelkę brandy, drugi flaszkę wina. Kto wygrał historia nie podaje, a nazwa pozostała… Ot, jakby trafiła nam się siklawa o nazwie Wódapiwo gdzieś tam, hej!, pod Tatrami. Jeśli czasu masz mało to poprzestań na kilku fotkach z wodospadem, ale jeśli masz go nieco więcej rusz w kilkukilometrową trasę w okolicach Brandywine. Szlak nie jest zbyt dobrze widoczny, ale oznakowany jest przyzwoicie. Początkowo wspinasz się kamienistą ścieżką by dotrzeć do niewielkiego jeziorka Swim Lake, leżącego jakby w opuszczonym kamieniołomie. Ludziom pełnym odwagi niestraszna będzie długa kontemplacja tego uroczyska – osoby mniejszego ducha lub nieco bardziej wyczulone na komary zrejterują w ciągu kilku minut… Wspinamy się dalej i teraz możemy podziwiać jeziorko z wysokości kilkunastu metrów, ze skał otaczających je od wschodu. Szlak przecina linię kolejową i wkracza w nieco gęstszy las. Trasa jest cały czas urozmaicona, ale łatwa. Są nawet jakieś drewniane schody by łatwiej było zejść ze skał, jakieś rzucone bele drewna by rozmokła gleba nie wchłonęła naszych butów. Koło stacji kolejowej można rozpocząć powrót na parking, ale warto nadrobić jeszcze pół godziny i powędrować do kolejnego wiszącego mostu. Wzburzona woda łączycych się rzek, poskręcane pnie drzew na brzegu i do tego jednostajny szum kipieli – coś wspaniałego.

vanc13Od stacji kolejowej do parkingu wiedzie już szeroka wygodna droga – trzy kilometry relaksu po płaskim terenie. A potem, po spacerze, już można ruszyć do Whistler na obiad!

Sushi (zamiast hamburgera)

Wszystkich miłośników surowej ryby w japońskim stylu uprzejmie informuję, że nawet nie ma się co zastanawiać czy brać sushi zamiast hamburgera! Brać i to bez zwłoki! A przyczyn jest kilka. Po pierwsze, barów i restauracji sushi jest tutaj ogromna ilość. Prawdopodobnie nawet więcej niż restauracji z hamburgerami. Nieopodal miejskiej plaży, wśród restauracji chińskich, tajskich, indyjskich, włoskich itd – jeden jedyny bar z hamburgerami reklamuje się jako „ostatni hamburgerowy bar na tej ulicy”… Po drugie, dają tu bardzo dobre sushi. A po trzecie, ceny są o połowę niższe niż w Warszawie! To nie jest przesada i nie jest to żart. O połowę!!! A zatem jeśli uwielbiasz sushi, ale twoja kieszeń nie wytrzymuje konfrontacji z japońskim przysmakiem na ojczyzny łonie – wyjedź do Vancouver. Będziesz jadł swój ulubiony delikates i w dodatku będzie to najbardziej oszczędny sposób odżywiania jaki możesz uprawiać…

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Rafał Król
Rafał Królhttp://rafalkrol.pl
Eksplorator światów i ikonoklasta.