Północny-Zachód USA 2000

Impresje 2

Seattle i okolice

Seattle

071_solduc_falls_strumien_large_web_viewDowolne polskie miasto ma dłuższą historię. Może z wyjątkiem Gdyni. W końcu XIX wieku rząd amerykański przyznał dotację pieniężną, za którą zamierzano stworzyć trochę przemysłu i wzmocnić kulturalnie stan Waszyngton. Miasto Olympia dostało browar, miasto Seattle uniwersytet. Mieszkańcy Seattle byli bardzo nieszczęśliwi z tego powodu. Na początku XX wieku ubocznym efektem pływów w Pudget Sound było załamanie się systemu kanalizacji w Seattle – po polsku mówiąc kible wybijały swą zawartość, bo ciśnienie u ujścia było większe. Dopiero po pożarze, który strawił sporą część miasta zdecydowano się usypać (tak jest!) górę i podnieść miasto o dobre 10 metrów. Początki prawdziwej kariery miasta to wspomniana już gorączka złota na Alasce – to tutaj kończyły się tory kolejowe i tutaj przesiadano się na statki.

Najstarsza (he, he) część Seattle to Plac Pionierów (Pioneers Square). Jeśli dobrze znacie angielski można się stąd wybrać na wycieczkę podziemiami miasta. Chodzi o tę część miasta, która w wyniku podniesienia poziomu ulic (usypywania góry) znalazła się pod ziemią. Atrakcja turystyczna jest równa zejściu do piwnicy w jakiejś polskiej miejskiej kamienicy, ale wycieczki prowadzą tymczasowo bezrobotni aktorzy i robią to z niezwykłym wdziękiem i humorem, sypiąc anegdotami o historii Seattle.

Niedaleko jest muzeum gorączki złota (wstęp wolny) – można zobaczyć jak to wszystko wyglądało. Na Alaskę wyjechało 40 tysięcy ludzi, ponad pięciuset wróciło z fortuną, ale tylko 70 utrzymało ją do końca życia. Jest tam zdjęcie jednego z tych, którym się to udało – nazywał się William Gates i był dziadkiem współczesnego Billa Gatesa, najbogatszego człowieka na świecie. Pewne geny są jednak bardzo silne.

Wokół Pioneers Square jest też sporo klubów, gdzie można pójść na koncert jazzowy lub grundgowy – poziom jest naprawdę niezły. Inną atrakcją starego (he, he) Seattle jest targ rybny na Pike Street – i choć dzisiaj to już bardziej cepelia dla turystów, ale show uprawiany przez sprzedawców warto zobaczyć. Prócz tego warto przejść się nabrzeżem, zajrzeć do jednej z licznych tam knajp (ostrygi! ostrygi!) i przyjrzeć się statkom w porcie. Jeśli czasu mamy więcej godnym naszej uwagi jest wizyta w oceanarium, bo kto nie widział wydry morskiej ten nie wie co stracił oraz seans w trójwymiarowym kinie (polecam oczywiście seans o wybuchu Mt St Helens). Po drugiej stronie cieśniny horyzont znaczą szczyty Gór Olimpijskich.

Pora zatem na współczesne miasto – symbolem miasta stała się wieża wybudowana z okazji Światowej Wystawy w 1962 roku, do której można dojechać zawieszoną nad ulicami jednoszynową kolejką. Można zajrzeć do multimedialnego muzeum muzyki. Interesujący jest także Ogród Botaniczny. Jeśli ktoś ma więcej czasu to koniecznie trzeba pojechać do muzeum Boeinga – wszystko co chciałbyś wiedzieć o lotnictwie skoncentrowano w tym jednym miejscu. Jeszcze tylko – jeśli pogoda dopisuje – zobaczyć lśniący w słońcu szczyt Mt Rainier i koniec atrakcji turystycznych.

Seattle leży pomiędzy Puget Sound a Jeziorem Washington. I to właśnie nad jeziorem można zobaczyć inną, urokliwą twarz tego miasta. Z jednej strony Seattle, z drugiej Kirkland i Bellevue. Zatopione w zieleni, na górkach i w dołkach drewniane domy i domki, mnóstwo żaglówek i innych pływających drobnoustrojów na jeziorze. A ponieważ klimat i pogoda bardzo do polskiej podobna, więc i człowiek się zastanawia, że przecież mogłoby być tak i u nas… W Seattle jest Dom Polski, ale Polonia jest tam jednak nieliczna.

Snoqualmie (jeszcze jedna jednodniowa wycieczka z Seattle) 

Tym razem jedziemy na zachód. Naszym celem jest zobaczenie wielkiego wodospadu, miasteczka zachowanego w dawnym stylu oraz stojącego na wolnym powietrzu muzeum kolejnictwa z wystawionymi wagonami i parowozami oraz zakonserwowaną dawną stacją kolejową. Razem: bardzo kolorowy i śliczny obrazek, chociaż nie powala na kolana. Wycieczka o tyle przyjemna, że można ją zrobić nawet jeśli mamy nieco mniej niż dzień (raptem jakieś 120-140 km do przejechania z Seattle i z powrotem).

Czego jeszcze nie opisałem?

Całodniowa wycieczka na orki. Te morskie ssaki zapuszczają się wgłąb Puget Sound i można pojechać ze specjalistami od „wystawiania” orek. A ponieważ są oni uzbrojeni w najnowsze zdobycze techniki, więc wynik poszukiwań jest prawie pewny.

Winnice. Kolejną atrakcją jest zapuszczenie się do winnic w okolicach Seattle – naturalnie z degustacją. A skoro już mowa o winie to warto wszystkich namówić na wizyty w restauracjach serwujących dania z ryb – można po takiej wizycie zmienić zdanie o amerykańskiej kuchni.

Natomiast osobom zainteresowanym winem na poważniej polecam wyjazd w odleglejsze tereny, w okolice Walla-Walla. Ale oczywiście można zrezygnować z tego wyjazdu, a wypróbować dowolne wina waszyngtońskie w dobrej knajpie w Seattle. Dlaczego w Polsce jedynymi winami z USA są wina z Kalifornii – tego nie wiem, ja czekam na pojawienie się win z Northwestu. Smakują jak typowe wina z Nowego Świata (dość intensywny, świeży zapach, nieco ostrzejsze smaki), a z lekkim sercem mogę polecić Columbia Winery czy Januik.

Inne. Na północ i północny wschód od Seattle w okolice Mt Baker (kolejny w paśmie wulkanów) oraz do Parku Narodowego Północnych Gór Kaskadowych (North Cascade National Park). Ciągle jeszcze przede mną cały wschód stanu – a jest tam podobno miasteczko założone przez niemieckich osadników, które wygląda jakby je rozmontowano gdzieś w Bawarii i na powrót złożono w USA. Z Seattle jest także tylko 150 km do kanadyjskiego Vancouver, no ale to już byłaby zupełnie inna historia.

Rafał Król
Rafał Królhttp://rafalkrol.pl
Eksplorator światów i ikonoklasta.