Informacje dodatkowe
Dojazd
Odległość od Warszawy w okolice Lofotów to ponad 2500 km. Przynajmniej tak głosi drogowskaz w Narviku, a przy okazji informuje, że do Bieguna Północnego jest tylko 2400 km… Można dojechać znakomicie utrzymanymi i ciągle nadzorowanymi drogami, ale to praktycznie dwa dni ciągłej jazdy samochodem. Zaletą takiej trasy jest, że prócz samej wyprawy na orki można dodatkowo wykorzystać wyjazd na zwiedzanie innych niezwykle ciekawych miejsc – tak jak myśmy to robili.
Można także spróbować dostać się drogą lotniczą, przy czym wprawdzie najbliższe lotnisko jest w Narviku, ale większe lotnisko znajduje się w Bodo. Tam też można się umówić na odbiór z firmą organizującą wyprawę na orki lub wynająć samochód. W centrum Orca Tysfjord widziałem oferty europejskich biur podróży, gdzie oferowano pakiet w komplecie z przelotem.
W Polsce wyjazd na orki organizuje od kilku lat Klub Podróży Horyzonty i jest to kombinowany przejazd promowo-autobusowy. Prócz głównej atrakcji w programie są krótkie, parogodzinne trekkingi w parkach narodowych północnej Szwecji, opcjonalna jazda psim zaprzęgiem, a także kilka godzin na indywidualne zwiedzanie Sztokholmu.
Przygotowanie do tropienia orek
Jeśli masz swój własny suchy skafander – weź go ze sobą! Dostępne w ośrodku skafandry nie obejmują całego zakresu rozmiarów, więc zawsze lepiej mieć własny sprzęt!
Ci, którzy nurkowali kiedyś w suchym skafandrze mogą dalszą część ominąć – oni wiedzą jak się ubrać. Pozostali muszą pamiętać by przede wszystkim zadbać o ciepło w nogach. Bardzo ciepłe skarpety lub nawet ich dwie pary są doskonałym pomysłem. Bielizna sportowa, spodnie i polar stanowią dopełnienie. Pod suchy skafander dostaje się jeszcze jednoczęściowy, ocieplany kombinezon, którego nogawki są połączone z butami. Dopiero tak wyposażeni włożymy z pomocą obsługi właściwy skafander. Dobra czapka solidnie wciśnięta na głowę ochroni przed wiatrem – zodiaki potrafią robić dobrze ponad 30 węzłów, a przed nurkowaniem można ją będzie zdjąć. Część osób z norweskiej załogi zodiaków miała ze sobą również osłony przeciwwiatrowe na twarz i gogle. Weź coś na rozgrzewkę. Spędzisz kilka godzin na szybko pływającej łodzi, jest kilka stopni poniżej zera i wiatr.
Jeśli nadarzy się okazja do nurkowania potrzebujesz specjalnej obudowy wodoszczelnej na aparat lub kamerę. Woda jest bardzo przejrzysta, więc jest nadzieja, że ujęcia mogą wypaść interesująco. Przy gorszej pogodzie i fali – zwłaszcza na zodiakach – taka osłona może się przydać również na powierzchni.
Przygotuj naładowane baterie i odpowiednio dużo miejsca na taśmach lub kartach. Jeśli orki są w ruchu to właściwą strategią jest ciągłe kręcenie filmu, gdyż delfiny pojawiają się na powierzchni na tyle krótko, że twoja maszyneria może nie zdążyć zareagować. Również robienie zdjęć seryjnych ma sens – zawsze jedno czy dwa ujęcia powinny się udać.
Lektury i filmy
W ośrodku Orca Tysfjord można dostać książkę „Norwegian Killer Whales” (wydawnictwo TRINGA FORLAG, www.tringa.no) , która obszernie opisuje zwyczaje tutejszych orek. Książka jest dostępna również po norwesku i niemiecku. Autorami są Tiu Similä, biolog z Finlandii, która obroniła pracę doktorską dotyczącą życia orek oraz John Stenersen, norweski fotografik. Obydwoje autorzy od wielu lat poświęcają swój czas norweskim orkom, zaś książka prócz walorów fotograficznych spełnia warunki kompendium wszystkiego co warto na początek wiedzieć o orkach.
Polecić warto obejrzenie odcinka „Życia ssaków”, serialu BBC przygotowanego przez Davida Attenborough, poświęconego orkom i ich klanom grasującym po różnych morzach świata. Wśród innych niezwykłych scen i ujęć są tam także pokazane orki z norweskich fiordów i ich niezwykły sposób polowania na śledzie. Film ten jest dostępny na DVD.
Zainteresowani psimi zaprzęgami bezwzględnie powinni przeczytać „Okrutny szlak” autorstwa Gay i Laney Salisbury (wyd. Świat Książki), traktujący o Alasce i w dramatyczny sposób przekazujący historię epidemii błonicy w Nome. Książka jest napisana z dużym talentem i jest skarbnicą informacji na temat współpracy psa i człowieka na dalekiej północy.
Jeśli zaś chcesz dowiedzieć się więcej o Saamach to polecić mogę „Tropami rena” Mariusza Wilka (wyd. Noir sur Blanc). Wprawdzie historie tam opowiedziane dotyczą rosyjskich Saamów i ich życia, ale przecież mowa o tym samym ludzie. Autor ma niezwykły talent narracyjny i wspaniale operuje słowem. Nie tylko tę jedną jego książkę warto przeczytać.
Każdemu wyjazdowi na tropienie orek towarzyszą kamery. Jeden operator płynie w zodiaku, drugi na Leonorze. Zwłaszcza ten ostatni ma przewagę nad przeciętnymi turystami, gdyż może wejść na bocianie gniazdo, gdzie w filmowaniu nie przeszkadza łokieć sąsiada. Filmy te są montowane i można je kupić na pamiątkę. A ponieważ to jest relacja z naszego tropienia orek, więc atrakcyjność takiej pamiątki jest podwójna. Dodatkowo można zamówić dogranie filmu typu „the Best of…” z najlepszymi ujęciami, nawodnymi i podwodnymi, jakie udało się nakręcić w ciągu kilku ostatnich lat. Warto!
W Orca Tysfjord mają mały sklepik z pocztówkami, książkami, czapkami, bluzami i T-shirtami. Jeśli jesteś wyznawcą znanej od czasów Juliusza Cezara zasady „przybyłem, zobaczyłem, kupiłem T-shirt” to jest miejsce, które musisz koniecznie odwiedzić.
Jeśli interesują cię norweskie swetry znajdziesz przy głównej ulicy Narviku taki sklep. Należy wszakże zauważyć, że Norwegia nie jest najtańszym krajem na świecie, a cenę kształtuje fakt, że norweskie swetry są ciągle produkowane lokalnie, a nie w Chinach. Niemniej kto raz spróbował tych swetrów z północy ten już zawsze będzie się za nimi oglądał.
W Porjus w szwedzkiej Laponii, jest sklepik z tysiącem drobiazgów. Pomylić go z innym niepodobna, bo mieścina mała. A na półkach od konfitury z jagód poprzez saamskie ludowe stroje, aż do przepięknych ozdobnych fińskich noży. Obsługuje starszy pan, a część z tego czym handluje to rękodzieło wyprodukowane przez jego rodzinę. Ot, taka kolorowa lapońska czapka jaką noszą panny wykonana została przez 85-letnią ciotkę. Konfitury z morożki także wyglądają na domową robotę. Warto zajrzeć – nie ma lepszego miejsca do zrobienia zakupów w atmosferze graciarni, gdzie zawsze masz nadzieję, że dogrzebiesz się czegoś niezwykłego. Oczywiście można płacić kartą – aż takie odludzie to tu nie jest!
W Jokkmokk – nawet jeśli nie zamierzasz zwiedzać muzeum Saamów – warto wpaść do sklepu muzealnego. Po pierwsze, są tu mapy parków północnej Szwecji i to w podziałce przystosowanej do pieszej wędrówki. Tu także znaleźć można informacje praktycznie o wszystkich szwedzkich parkach narodowych Nordlandu. Nie wspomnę o tym, że na tablicy ogłoszeń całkiem sporo interesujących adresów miejscowej agroturystyki lub organizatorów różnych wypraw turystycznych. W samym sklepie można – zupełnie tanio! – wybrać coś ze srebra o saamskim charakterze. A jeśli budżet masz skromny to bardzo udanym prezentem, ładnym i oryginalnym, będzie nóż do masła wykonany z karelskiej brzozy.
Innym miejscem w Jokkmokk godnym zakupów jest pracownia metaloplastyki Jokkmokks Tenn, gdzie przede wszystkim wykonywane są wyroby z cyny, choć pracujący tam rzemieślnicy nie gardzą srebrem, a nawet złotem. Bardzo charakterystyczne dla tego zakładu są podstawki pod świeczki do podgrzewania herbaty ozdobione lapońskimi motywami i zwane Arctic Lights. Prócz tego sporo innych propozycji, od koziołków pod sztućce do wazonów i cukiernic. Typowe skandynawskie wzornictwo – bardzo proste, a ileż w tym urody.
Warto zajrzeć, warto zobaczyć
Lofoty latem
Zimowy wyjazd na orki to nie jedyna atrakcja tego regionu. Po pozostałe warto jednak wybrać się latem. Lofoty, archipelag wysp zamykający od północy morską drogę do Narviku, mają klimat inny niż można byłoby się spodziewać tak daleko za kręgiem polarnym. Odpowiada za to Golfstrom, a wyspy od dawna są wielką atrakcją dla turystów pragnących spróbować wędrówki po górach lub pełnomorskiego wędkarstwa. Dla poszukujących innych wyrafinowanych atrakcji organizowane są wyprawy na obserwacje nurkujących kaszalotów. Wieloryby żerują na północ od Lofotów na granicy szelfu kontynentalnego i łatwo tam je napotkać. Zgodnie z informacjami szypra z „Leonory” w 2007 roku na 95 rejsów letnich mieli 93 obserwacje. Wydaje się, że to wynik dużo lepszy niż w przypadku orek.
Narvik
Są w tym mieście dwa miejsca, które kojarzą się z wojennymi losami Polaków zagnanych wiosną 1940 roku nad fiordy północnej Norwegii. Pierwsze to mogiła poległych w walkach strzelców podhalańskich – prosty kamienny pomnik na cmentarzu. Obok nich kwatera brytyjskich marynarzy z niszczyciela „Hardy”, pierwszego okrętu aliantów, spośród tych które próbowały przegnać Niemców z Narviku. Wśród następnych były polskie „Burza”, „Błyskawica” i „Grom” – temu ostatniemu nie dane już było wrócić stąd na morze. Trafiony lotniczą bombą poszedł na dno w Rombaksfjordzie, zaś poległych na nim marynarzy upamiętnia pomnik wystawiony na wzniesieniu nad brzegiem fiordu, w miejscu nazywanym Gromsplass. Pomnik – łagodnie rzecz ujmując – nie jest piękny, ale warto poświęcić kilka chwil na wszelkie polonica tak daleko od ojczyzny.
Porjus
Patricia Cowern trafiła z Anglii do Porjus w 1995 roku na fotograficzne safari. Trzy lata później kupiła starą stację kolejową, wyremontowała budynek i otworzyła ośrodek Arctic Colors. Później możliwości zatrzymania się dla turystów powiększyły się o kilka domków. Patricia oprócz przyjmowania gości prowadzi galerię swoich zdjęć. Wieczorami zaprasza na pokazy swoich zdjęć zorzy polarnej. Można zakupić także album z jej fotografiami. Zaś parę lat temu wokół ośrodka Japończycy zainstalowali na stałe kilka kamer, które każdego dnia śledzą niebo i rejestrują zorze polarne.
Patricia poleca miłośnikom biegówek wizytę w Porjus na przełomie marca i kwietnia, kiedy to jeszcze jest dużo śniegu, a temperatury już stają się znośne. Oznakowanych tras jest w okolicy kilkadziesiąt kilometrów, a nawet można pokusić się o pokonanie drogi aż do Gallivare. Natomiast jeśli chciałoby się uniknąć letniego tłoku (i komarów!) to najpiękniej jest tutaj ponoć na początku września, kiedy nocą temperatura spada już poniżej zera, a cała przyroda przeżywa kolorową jesień. Szlaków wokół wiele, a ciągłe bzyczenie nie obrzydza wędrówki. Oczywiście można dojechać tu samochodem, ale gdyby chciało się przylecieć to Patricia jest gotowa podjechać na najbliższe lotnisko i zabrać stamtąd chętnego turystę.
Więcej informacji na www.arctic-colors.com, zaś archiwum zdjęć zorzy polarnej na www.jokkmokk.jp.
Jokkmokk
Warto poświęcić kilkadziesiąt minut na Muzeum Saamów w Jokkmokk. Nie ma w nim efektownych instalacji multimedialnych czy dech wstrzymujących eksponatów, ale prawdopodobnie to jedno z najlepszych kompendiów opisujących życie tutejszych ludzi i otaczającej ich natury. W kolejnych salach zgromadzono informacje jak wyglądały stroje Saamów, ich siedziby, narzędzia, wyroby. Oddzielną salę poświęcono wierzeniom i zasygnalizowano niektóre z szamańskich obrzędów jakie były udziałem miejscowych. Można zobaczyć najważniejsze miejscowe zwierzęta i ptaki, można zapoznać się w jaki sposób cywilizacja podbijała tę niegościnną krainę. Informator jest dostępny w kilku językach, choć polska wersja jeszcze nie powstała. Bardziej zainteresowani mogą skorzystać z biblioteki przy muzeum. Muzeum ma także swoją stronę w Internecie: http://www.ajtte.com/