Jak zwiedzać?
Najlepiej wziąć taksówkę…
To nie żart. Kraj jest niewielki i w zasadzie wszędzie dojedzie się w czasie nie dłuższym niż godzina. Taksówkarze pracują w porozumieniu z hotelami i często – jeśli dopisuje wam znajomość języków – będą równie dobrymi przewodnikami jak zawodowcy. A jednocześnie to wy decydujecie o czasie jaki chcecie poświęcić danemu miejscu. Jest to całkowicie bezpieczne i niedrogie. Zdarzają się i takie historie: nasz taksówkarz spóźnił się
a bardzo chciał zatrzeć złe wrażenie, więc skończyliśmy wieczór w przydrożnej lokalnej knajpce, gdzie nie zaglądają turyści, racząc się rumem z kolą i przyrządzoną na miejscowy sposób rybą. Byliśmy jego gośćmi!
Można skorzystać z usług zawodowych przedsiębiorstw turystycznych. W każdym hotelu są ich stanowiska i oferty. Po wybranej trasie jedzie wtedy busik z przewodnikiem – zazwyczaj wielojęzycznym – i dostaje się także bardzo dużo, dobrze podanych wiadomości. Taki wyjazd połączony jest często z obiadem.
Uwaga: jest na Mauritiusie przynajmniej jedna przewodniczka, Polka. Można spróbować umówić się z nią na zwiedzanie wyspy!
Osoby przyzwyczajone do kierownicy po niewłaściwej stronie mogą bez problemu wynająć samochód.
Co zobaczyć?
Przede wszystkim napawać się tropikalnym pięknem wyspy – pływać, nurkować, może zagrać w golfa, wypłynąć łodzią w morze, obserwować ptaki. A potem, kiedy już tym wszystkim się nasycicie, sprawdzić co jeszcze ciekawego ma do zaoferowania Mauritius.
Czego nie opisałem: miasta Port Louis i innych miast(eczek), bo miast unikałem, Wyspy Jeleni (Ile aux Cerfs), bo nie zdążyłem… Pozostałe obiekty – kolejność zgodna z atrakcyjnością.
Ogród botaniczny Pamplemousses
Historia ogrodu zaczyna się za czasów francuskich w 1735 roku, ale przekształcenie tego miejsca w prawdziwy ogród botaniczny nastąpiło jakieś 40 lat później. Brytyjczycy najpierw zaniedbali, ale potem już na serio zajęli się ogrodem. Obecnie oficjalnie ogród nazywa się Sir Seewoosagur Ramgoolam Botanical Garden. Przy wejściu na turystów czekają przewodnicy i za niewielką opłatą oprowadzają po ogrodzie – jeśli tylko posługujecie się jednym z bardziej znanych języków europejskich to warto skorzystać, bo otrzyma się pełny wykład o roślinach w ogrodzie. A samych palm jest przynajmniej kilkadziesiąt rodzajów. Znakiem rozpoznawczym ogrodu jest staw z lilią wodną Wiktorii (Victoria amazonica), której liście mogą osiągać nawet metr średnicy i są na tyle mocne, że utrzymają dziecko. Spacer po ogrodzie powinien być miłym dopełnieniem popołudnia.
Chamarel – Terres de Couleurs
Krętą drogą z przepięknymi widokami trzeba dojechać do miejsca, gdzie ziemia mieni się kilkoma kolorami – żółtym, niebieskim, zielonym, bursztynowym i czerwonym. Wrażenie zależy od pory dnia, nasłonecznienia, wilgotności i kąta patrzenia. Wulkaniczny popiół w wyniku działań natury – zmiennej koncentracji metali, nakładania się i dzielenia różnych warstw oraz erozji – daje niesamowite wizualne efekty. Kolorowa klisza w aparacie – obowiązkowa!
Punkt widokowy na przełom Black River (Black River Gorges)
Zatrzymajcie się na kilka, kilkanaście minut, aby zobaczyć ten wspaniały widok! Pokryte gęstym lasem góry, wodospady, gdzieś w dole rzeka i daleko, daleko płaskowyż. Aparaty fotograficzne w pogotowiu!
Krater Trou aux Cerfs
Na szczycie wzgórza w miasteczku Curepipe znajduje się krater wygasłego wulkanu. Średnica krateru wynosi około 200 m, a całość obrośnięta jest gęstą roślinnością. Ze szczytu rozciąga się przepiękny widok na willową, najbardziej ekskluzywną dzielnicę na Mauritiusie (choć ceny willi są niższe niż w Warszawie!) i dalej aż do morskiego wybrzeża. Klimat jest bardzo przyjemny, więc nic dziwnego, że tutaj ulokowane są rezydencje wszystkich ambasadorów. Dobrze jest być ambasadorem na Mauritiusie… Obowiązkowe miejsce zrobienia kilku krajobrazów.
Kolonialna rezydencja
Jest kilka, w szczególności w okolicach Port Louis. Żadna z nich nie zrobi imponującego wrażenia, ale warto zobaczyć w jakich warunkach mieszkało się bogatym francuskim kolonialistom. Dobrym przykładem może być pochodząca z pierwszej połowy XIX wieku rezydencja Eureka. Aż do 1975 roku w rękach tej samej franko-maurytyjskiej rodziny, a potem odkupiona i zamieniona w muzeum. Wyłożone egzotycznym drewnem wnętrza, kilkanaście pokoi w amfiladzie, a do tego otaczający rezydencję park. Dopełnieniem niech będzie spacer w dół urwiska na rzekę Moka, nad niewielki wodospad. Uwaga: nad rzeką tną komary!!!
Casela Bird Park
Około 2000 ptaków reprezentujących ponad 150 gatunków. Wśród nich sławny maurytyjski różowy gołąb (skąd ta nazwa, dalibóg, nie wiem). Ładny park, dobrze opisane stanowiska, przestronne klatki lub otwarte wybiegi. Od czasu do czasu strasznie dużo wrzasku. Przy tak licznych dziobach to żadna niespodzianka.
Klify Gris-Gris
Na południowym krańcu wyspy. Piękny widok, wspaniały ocean.
Grand Basin
Wody tego jeziora w wygasłym wulkanie są dla społeczności hinduskiej na Mauritiusie synonimem Gangesu. Zgodnie z legendą Sziwa i jego żona Parawati podczas lotu (sic!) nad Mauritiusem upuścili kilka kropel wody ze świętej rzeki. Natychmiast krater zamienił się w jezioro. Wokół górskiego oczka znajdziecie kilka świątyń w stylu indyjskim. Warto przystanąć na kilka minut.
Plantacja herbaty Bois Cheri
Przynajmniej raz pola trzciny cukrowej ustępują miejsca plantacji krzewów herbacianych. Jeśli nigdy nie byliście w miejscu wytwarzania herbaty – można odwiedzić. I oczywiście skosztować miejscowych specjałów. I oczywiście – kupić kilka torebek. Polecam waniliową – nie jest tak bardzo perfumowana jak te w polskich sklepach.
La Vanille Crocodile Park
Spacer po ogrodach wśród bambusów i palm. Dodajmy do tego orchidee. Dodajmy do tego krokodyle i aligatory. I koniecznie dodajmy do tego olbrzymie żółwie z Seszeli. Zwłaszcza te ostatnie usprawiedliwiają przyjazd w to miejsce.