Impresje 2
Victoria Falls
Doktor David Livingstone, lekarz i misjonarz, nazwał tak wodospady na cześć ówczesnej władczyni brytyjskiego imperium. W czas jakiś później zniknął w afrykańskim interiorze. W 1871 dziennikarz i podróżnik Henry Morton Stanley został wysłany do Afryki na poszukiwanie zaginionego doktora. Rok później miał miejsce sławny typowo anglosaski dialog. W miejscu, gdzie napotkanie jakiegokolwiek białego człowieka było równie prawdopodobne jak dwukrotna z rzędu główna wygrana w totka Stanley zapytał: Doktor Livingstone JAK PRZYPUSZCZAM? (Doctor Livingstone, I presume?). Drugie zdanie – którego już historia nie zanotowała – dotyczyło zapewne pogody…
Niedaleko wodospadów znajduje się pomnik Livingstona, a niedalekie miasto w Zambii nazwano jego imieniem. Stanley nie doczekał się upamiętnienia. A był to też podróżnik niezwykły – kiedy będziecie w Iranie, w Persepolis i będziecie przechodzić przez Bramę Wszystkich Narodów zobaczycie wykuty na kamieniu podstawy bramy podpis Stanleya…Z mostu granicznego nad Zambezi między Zambią a Zimbabwe tuż obok wodospadów każdego dnia odbywają się skoki bungee. Przepaść ma tu ponad 100 metrów. Posłuchałem opowieści, spojrzałem w gardziel wodospadów. No przecież życie mi miłe! Dziękuję!Rafting na Zambezi poniżej wodospadów cieszy się zasłużoną sławą. Już nazwy poszczególnych progów zwiastują wiele wrażeń. Dzień Sądu Ostatecznego, Pożeracz Ciężarówek, Terminator czy Trzy Paskudne Siostry – czyż to nie brzmi interesująco? Zwłaszcza, że niektóre z nich mają piąty, a nawet szósty stopień trudności. Kiedy zapisując się na wyprawę pontonem oglądałem na ekranie telewizora jak to może (będzie?) wyglądać i ludzi wylatujących z łodzi jak z katapulty miałem wrażenie popełniania jakiegoś strasznego głupstwa. Kiedy już znalazłem się wyposażony w wiosło i kask na wodzie – czekałem na potężny skok adrenaliny. Kiedy przepłynęliśmy przez pierwsze progi, a poszło nam to całkiem gładko – nabrałem pewności siebie. Kiedy szef łodzi kazał nam kolejny próg pokonać siedząc w wodzie i tylko rękami trzymając się linek pontonu – świat leżał u mych stóp. Kiedy wieczorem oglądałem nakręcony kamerą nasz spływ – to wyglądało to dużo groźniej, ale i bardziej efektownie, niż kiedy siedziałem w pontonie. Będzie czym się pochwalić!…
Ale kiedy na koniec spływu przyszło pokonać 220 metrów różnicy wzniesienia z poziomu rzeki na poziom krawędzi nad przełomem Zambezi – to wtedy myślałem, że już nie wstanę. No i wróciłem na ziemię…
Sossusvlei
Idąc na bałtycką plażę trzeba przekroczyć linię piaskowych wydm. Nie robi to wrażenia nawet na małym dziecku z kubełkiem w ręku. Ale żeby zobaczyć prawdziwe wydmy trzeba trafić do Namibii. Pustynia Namib dociera aż do morskiego brzegu. Tam wydmy ułożone są prostopadle do granicy między lądem a morzem. Dalej, w głębi lądu kierunek nadają im południowe i wschodnie wiatry. Jeszcze dalej mają kształt jakby gwiazdy, smagane wiatrami z różnych kierunków wypuszczają swoje długie piaszczyste ozory. A wznosząca się na ponad 300 metrów ruchoma piaskowa góra robi wrażenie. Wraz z mijającym dniem zmienia kolory, od jasnego brązu do ognistej czerwieni. I taką właśnie zapamiętuje się pustynię Namib w Sossusvlei – rdzawoczerwone ogromne góry piachu wyrastające z płaskiego skalnego podłoża. Miejsce wyjątkowo niegościnne, a dostrzec można całe stado oryksów, dużych antylop przemierzające pustynię. Wydaje się, że nie powinny tu utrzymać się żadne zwierzęta, a niedaleko drogi wędruje sobie struś. Piach i skały, a na samotnym, na pół wyschniętym drzewie przysiadł ptak. Ale nie wyobrażam sobie jak można się odważyć na samotny marsz przez kilkaset kilometrów tą pustynią. Tak jak Deon Mouton.
Welwitschia
Symbol Namibii. Nawet jedyny Jumbo Jet jaki ma Air Namibia nazywa się Welwitschia. Najbardziej długowieczna roślina na ziemi. Niektóre z okazów mają prawdopodobnie ponad dwa tysiące lat. Nazwa rodzajowa oddaje niezwykłość i cudowność tego tworu, Welwitschia mirabilis. Pustynia, która nie zmieniała się w tym miejscu od milionów lat spowodowała, iż ukształtowały się rośliny potrafiące dać sobie radę w ekstremalnych warunkach. Rekordzistą wśród nich jest bohaterka tego tekstu. Ona sama nie sprawia imponującego wrażenia – w niczym nie przypomina tysiącletnich dębów z naszych okolic. Ot, kilka rozłożystych liści płożących się po ziemi i jakieś badyle, na których pojawiają się owoce. A co więcej, liście są naprawdę tylko dwa, ale ponieważ rozdzielają się wzdłuż włókien więc i wrażenie ich większej ilości. Co ciekawe – bo warunki egzystencji są niezwykle wymagające – welwitschia tworzy osobniki męskie i żeńskie. Wydaje się być tak pewna swych umiejętności przeżycia, że ryzykuje całkowitą rozdzielność płciową. No, ale jeśli się ma w perspektywie żywot równy tysiącom lat…