Impresja 2
Impresja Czwarta, czyli o Pękalskim
Jak już wspominałem jest na Olchonie muzeum. Założył je były dyrektor szkoły. Poszliśmy tam, bardziej z turystycznego obowiązku niż z ciekawości – bo co niby może oferować muzeum oddalone o setki kilometrów od Nigdzie. I zetknęliśmy się z historią, która przedstawiona w filmie potraktowana byłaby jako zbyt fantastyczna, zmyślona i wydumana. Ale posłuchajcie! Na początku XX wieku żyło w Kielcach dwóch braci Pękalskich. Jak to było w tamtych czasach należeli do tajnej organizacji walczącej o wolną Polskę. Drukowali bibułę, a może nawet planowali zamachy na carskich urzędników. Policja wpadła na ich trop, aresztowano ich i wysłano do twierdzy do Omska. W tym miejscu urywa się historia jednego z nich i o nim już sza!, natomiast drugi po zakończeniu kary więzienia został zesłany na Zabajkale. Tu już towarzyszyła mu żona. Po wybuchu rewolucji październikowej zaczął na Syberii zakładać komórki partii komunistycznej. Jak to było w tamtych czasach na całą rodzinę wydano wyrok śmierci. Taka odpowiedzialność zbiorowa. Życie zakończył Pękalski w zamachu – zastrzelono go podczas jednego z agitacyjnych mityngów. Żonę i dzieci postanowili miejscowi komuniści wysłać z powrotem do Polski, bo i nad nimi dalej wisiał wyrok. W Irkucku zorientowano się, że najmłodszy syn, kilkumiesięczny Staszek nie przetrzyma trudów podróży przez Rosję. Pozostawiono go (łatwo się mówi!) u miejscowej rodziny Rykowów. Chłopak dorastał nie wiedząc kim byli jego rodzice. Kiedy osiągnął wiek dojrzały opowiedziano mu kim jest i skąd się wziął, ale postanowił pozostać przy nazwisku przybranych rodziców. W czasie kolejnej wojny i on poszedł do wojska, ale szczęśliwie udało mu się przeżyć. Po wojnie pozostał w wojsku, został wykładowcą w szkole artylerii i zakończył karierę w latach 70-tych w stopniu pułkownika. Kiedy odchodził na emeryturę opowiedział dziennikarzowi swoją historię. Ten z kolei postanowił sprawdzić czy przypadkowo w Polsce nie żyje jeszcze rodzeństwo Staszka Rykowa. Okazało się, że żyją i w ten sposób po kilkudziesięciu latach doszło do spotkania z bratem i siostrą. Bohater tej opowieści na koniec życia wrócił do właściwego nazwiska, jeszcze kilkukrotnie spotykał się ze swoimi krewnymi, to w Polsce, to w ówczesnym Związku Radzieckim.
Nieprawdopodobne, prawda? Na wystawie znaleźliśmy zdjęcie Pękalskiego-seniora oraz kopię carskiego wyroku skazującego go na zesłanie. I – od słowa do słowa – kustoszka muzeum pokazała nam cały plik dokumentów, zdjęcia, wycinki z gazet polskich i radzieckich oraz korespondencję ze Stanisławem Rykowem vel Stanisławem Pękalskim. Cała historia jest bardzo dobrze udokumentowana. Zamiast kilkunastu minut – jakie spodziewaliśmy się spędzić w zapadłym, wiejskim, syberyjskim muzeum – siedzieliśmy tam prawie półtorej godziny.
Impresja Piąta, czyli Mys Choboj
Cypel Kła, czyli Mys Choboj znajduje się na północnym krańcu Olchonu. Jedzie się syberyjską autostradą czyli ubitą gruntówką, po której miejscowi kierowcy pędzą ile tylko da radę wycisnąć z topornych UAZów. Zanim dojedzie się na cypel przejeżdża się przez resztki wsi Piesczanaja, a w zasadzie przez pozostałości łagru i późniejszej fabryki jaka funkcjonowała tam przez wiele lat. Warto zatrzymać się choćby na chwilę by zażyć nastroju opuszczonego świata, resztek jakiejś przetwórni ryb, która tutaj stała. I spojrzeć wzdłuż wybrzeża Olchonu na północ, gdzie wysokie klify mówią, iż tutaj jest koniec świata, a dalej nie ma już nic. Że stąd nie było ucieczki, bo niby dokąd można było stąd uciec. A potem jeszcze kilkanaście minut drogi i dojeżdżasz na kraniec wyspy, pozostawiasz łazik i nad samym brzegiem urwiska idziesz w kierunku Skały pionowo strzelającej w niebo u brzegu. Klif tu jest na dobre kilkadziesiąt metrów w dół i może się w głowie zakręcić. Jest w tej Skale otwór na przestrzał, jakby okienko. I jeśli byś tylko przeszedł przez ten otwór, lub tylko przeniósł rękę to pewne, że trafisz do innego wymiaru, do innej rzeczywistości. Bo tu jest właśnie koniec znanego nam świata, a przez tę świętą szamańską Skałę można się przenieść w inne miejsca, w inne światy, znaleźć wszystkie zgubione w życiu przedmioty. Stawiasz zatem kopczyk z kamienia jak chce tradycja, pozostawiasz jakąś ofiarę przy świętym słupie serge i wracasz modrzewiowym młodniakiem patrząc na bajkalskie morze, magiczne jak nigdzie indziej.
Kiedy podszedłem do klifu by zrobić kolejne ujęcie cypla z dołu, wzdłuż klifu nadleciał sokół. Nie widział mnie, zasłoniętego przez skały. Siadł na kamieniu kilka metrów ode mnie i przez dobrą minutę mierzyliśmy się wzrokiem nie próbując nawet zrobić żadnego ruchu. A potem skrzeknął i odleciał. Czar prysnął. Ale nie do końca…