Afryka Zachodnia 2004

Inne miejsca godne chwili

2004_afr_figurka_dogonska_1Poranna herbata w Timbuktu (Mali). Jeśli masz chęć wstać wcześnie rano to polecam śniadanie na wolnym powietrzu i gorącą herbatę w zimnym jeszcze powietrzu poranka na pustyni. Coś wspaniałego!

Mopti (Mali). Warto zajrzeć na jakiś targ by pooddychać atmosferą handlu w afrykańskim stylu. Nie mam co tego opisywać – trzeba zobaczyć i już! Prócz tego warto wybrać się nad rzekę, w okolice portu. Tam także kwitnie handel, ale można również obejrzeć stocznię, gdzie wytwarza się łodzie kręcące się potem po Nigrze i Bani. A tak naprawdę to warto zaglądać na każdy afrykański targ!

Wioska rybacka (Mali). Rybakami nad Nigrem i innymi rzekami w okolicy są przeważnie przedstawiciele plemienia Bozo. W wiosce stoi zazwyczaj gliniany meczet w sudańskim stylu i gliniano-słomiane domki. Nie w architekturze jednak uroda takich odwiedzin, ale w podglądaniu zajęć ludzi. Kobiety przygotowują jedzenie lub sprzątają obejście. Mężczyźni reperują sieci. Tu suszą się jakieś ryby, ówdzie plączą się jakieś domowe zwierzęta. Wszędzie mrowie dzieciaków biegających i krzyczących, ścigających się i zaglądających ci w oczy.

Jezioro Tengrela (Burkina Faso). Podczas jazdy przez Afrykę Zachodnią nie widzi się dzikich zwierząt, nawet przewodniki rzadko o tym wspominają. Kiedy gdzieś w nocy w Burkinie strzeliła opona w naszym busie to bez obawy rozeszliśmy się po okolicy. Rzecz raczej trudna do wyobrażenia na wschodzie kontynentu. Stąd wizyta nad jeziorem, gdzie mieszka stado hipopotamów jest przypomnieniem, iż także tutaj jeszcze do niedawna dzika fauna była zdecydowanie bogatsza.

Domostwo Lobi (Burkina Faso). Jak traficie do Gaoua to oczywiście trzeba koniecznie zajrzeć 2004_afr_obraz_z_kumasido muzeum Lobi, ale później warto zajrzeć do prawdziwego, normalnie używanego domostwa. Zobaczyć ten wielopokojowy i ciemny (żadnych okien!) przybytek, wyjść na dach gdzie suszy się proso, powłóczyć się po obejściu, pouśmiechać się do żon gospodarza. Lobi nie mają typowych wsi – domy stoją w pewnym oddaleniu od siebie, więc ogląda się tylko pojedynczą zagrodę.

Centrum artystyczne w Kumasi (Ghana). W dużym parku w środku miasta jest urządzone centrum artystyczne, gdzie znajdują się zarówno sklepy, jak i warsztaty artystów. Wprawdzie ceny są wyższe niż na bazarach, ale jest spokój i dużo wyższa jakość wyrobów. Rzeźby, malarstwo, ceramika, tkaniny – to wszystko można tutaj znaleźć. I te wyższe ceny wcale nie oznaczają wysokich cen w europejskim tego słowa znaczeniu.

Kakum (Ghana). Warto zajrzeć do Parku Narodowego Kakum w Ghanie (choćby na krótko), gdzie obowiązkiem turysty jest przejście wiszącym mostem zawieszonym wśród drzew tropikalnego lasu. Kilkusetmetrowa przechadzka odbywa się w wyższych partiach drzew – niekiedy idzie się ponad 40 metrów nad ziemią. Bardzo niezwykłe uczucie. Najsławniejszym parkiem narodowym w Ghanie jest Mole, ale tam akurat nie dane mi było zajrzeć.

Zamki handlarzy niewolników w Ghanie. Zostały wpisane na listę UNESCO. Co im pomogło i zaszkodziło zarazem. Pomogło, bo na pewno zostaną zachowane. A przeszkodziło, bo od tej pory wszyscy czekają aż organizacje międzynarodowe dadzą pieniądze na utrzymanie zamków. I kółeczko się zamyka. Zarówno Elmina, jak i Cape Coast robią wrażenie. Ponure wrażenie. Bez względu na to ilu naprawdę ludzi przewieziono przez te miejsca, bez względu na to ilu ich zginęło te zamki to kolejny symbol pogardy jaką ludzie potrafią żywić wobec siebie i nikłej wartości jaką niekiedy ma ludzkie życie.

Targ fetyszystów (Lome, Togo). Specjalny targ, gdzie można zaopatrzyć się we wszelkiego rodzaju amulety, fetysze, gri-gri czy ju-ju. Pełno tu drewnianych penisów, zasuszonych węży, głów małp czy różnych figurek, w tym także tych, które później nakłuwa się igłami. Prowadzący targ pochodzą z Beninu. Wyznawców jest wielu po całej Afryce Zachodniej. Niedowiarkom przypominam, że haitański kult voodoo ma korzenie właśnie tutaj, stąd bowiem pochodzili niewolnicy tworzący na podstawie afrykańskich wierzeń podstawy nowej religii na Karaibach. Turyści mają dodatkową specjalną prezentację połączoną ze specjalnymi zabiegami kapłana. No i oczywiście mają szansę kupienia tego jednego, jedynego, specjalnego i niepowtarzalnego fetysza pasującego tylko do imienia czy charakteru danej osoby, pardon kupującego. Niepowtarzalność i unikalność fetysza powoduje zwiększenie jego ceny w stosunku do zwykłych fetyszy. Niekiedy kilkukrotne zwiększenie ceny. Ale liczy się przecież nastrój jaki towarzyszy takiej sprzedaży, nie?

Informacje dodatkowe – Afryka Zachodnia

Język. Mali, Burkina Faso i Togo są frankofońskie. Ghana jest anglojęzyczna. Plus wiele języków lokalnych.

Pieniądze. W wielu krajach Afryki Zachodniej stosuje się tę samą walutę, franka CFA (Communaute Financiere Africaine). W Ghanie walutą są cedi. Osobom poszukującym bankomatów życzymy wielu sukcesów i jeszcze więcej szczęścia, ale z wymianą pieniędzy nie ma problemu. Nie przypominam sobie okazji, w której przydałaby się karta kredytowa.

Zdrowie. Szczepienia obowiązkowe. Ochrona przed malarią zalecana. Ale trzeba uważać przede wszystkim na otaczające nas gorąco i potencjalne odwodnienie. Butelka z wodą zawsze na podorędziu. Prócz tego standardowe zalecenia dotyczące jedzenia w tropikach – przegotowane, usmażone albo nie ruszać. Oczywiście trzeba i należy próbować miejscowych specjałów! Na przykład w Mopti lub innym miejscu nad Nigrem ryba nazywająca się Kapitan jest wyśmienita!

Pamiątki. Oczywiście maski – jak to w Afryce. Doskonałym pomysłem jest charakterystyczny fulbejski kapelusz lub kolorowa koszula. W tej ostatniej wprawdzie żaden biały nie wygląda równie korzystnie jak miejscowy, ale zawsze będzie to coś niezwykłego. W Timbuktu koniecznie trzeba się zaopatrzyć w wisiorek na szyję, tuareski krzyż. W Djenne warto kupić miejscową tkaninę, która jest barwiona gliną! Ale uwaga z praniem! Wprawdzie przy zakupie sprzedawcy zarzekają się, że nie barwi, ale prawda jest nieco inna. Dogońskie figurki, zarówno drewniane jak i metalowe wytapiane metodą traconego wosku będą przypominać widoki z Bandiagary. I oczywiście warto przywieźć trochę płyt z tamtejszą muzyką – począwszy od malijskich nagrań z „korą”, czyli rodzajem tamtejszej harfy, w roli głównej aż do różnych wyczynów na bębnach. Może to być muzyka tradycyjna, albo zupełnie współczesna, zelektryfikowana i skomputeryzowana. Cała Zachodnia Afryka przesiąknięta jest muzyką – po powrocie cały czas coś w człowieku gra… Jeśli chcesz wysłać komuś pocztówki – koniecznie w Mali. Tylko tam jest duży wybór pięknych pocztówek. Potem nie jest już tak ciekawie.

Lektury. Podczas tego wyjazdu korzystałem z dwóch angielskojęzycznych przewodników Bradta, „Mali” (wyd. 2000) i „Ghana” (wyd. 2004). Praktycznie wszystko z bieżących niezbędnych informacji jest w tych przewodnikach. Lekturą uzupełniającą może być nieco już przestarzała, ale klasyczna „Stara Afryka na nowo odkryta” (wyd. 1961) Basila Davidsona, gdzie całkiem sporo informacji na temat historii rozwoju Afryki Zachodniej i jej mieszkańców. Zupełnie niezwykłą pozycją jest książka Alvise da Ca’da Mosto „Podróże do Afryki” (wyd. 1994) – tłumaczenie oryginalnej relacji portugalskiego podróżnika z XV wieku. Niektóre tylko fragmenty tej książki wprost odnosiły się do miejsc, które odwiedziłem, jako że Portugalczyk podróżował morzem. Ale opisy ludzi, ich życia, organizacji, metod handlu są absolutnie fascynujące! Co więcej – ma się nieodparte wrażenie, że wiele z obserwacji nie straciło nic z aktualności.

Przeczytać także warto „Timbuktu i okolice” (wyd. 2002) Marka Kulczyka, gdzie autor opisuje swoją backpackerską podróż przez Mali. A dodatkowo by mieć przedsmak pustyni mogę polecić doskonałą lekturę „Sahary” Michaela Palina (wyd. 2004) traktującą o wyprawie wokół największej pustyni. Przy pewnym szczęściu można także zobaczyć w Polsce film, jaki Palin nakręcił podczas tej podróży (BBC pokazywała go w 2005 roku – niestety tylko w wersji angielskiej, ale jak się przeczytało książkę to język nie jest żadną przeszkodą!).

Pięknie wydany przez National Geographic album „Afryka” Johna Readera (wyd. 2001) może nie jest najbardziej wartościową pozycją, ale przepiękne zdjęcia rekompensują polityczną poprawność tekstu.

Natomiast na miejscu można spróbować kupić jakieś książki – oprócz „Handbook on Asante culture” (wyd. 2002), którą dostałem z dedykacją autora, a która jest przyzwoitym materiałem o Aszantach – udało mi się kupić za psie pieniądze podręcznik historii Afryki dla szkół w Ghanie oraz bajki dla dzieci Aszantów. Przeurocze i szalenie afrykańskie! W Muzeum Narodowym Mali jest dobrze zaopatrzona w ciekawe albumy księgarnia, ale ceny są wysokie.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Rafał Król
Rafał Królhttp://rafalkrol.pl
Eksplorator światów i ikonoklasta.